Zanim pokażę Wam najpiękniejsze miejsca w jakich byłem z moimi człowiekami, to chcę polecić gospodarstwo agroturystyczne Russbachbauer.
Piękny dom w spokojnym miejscu stojący na uboczu – obrzeża St. Wolfgang, trzeba zjechać z asfaltu na szutrową drogę, żeby dojechać do kwatery. Mieliśmy pokój z balkonem i pięknym widokiem na góry.
Przesympatyczna gospodyni, z którą bez problemu można się dogadać po angielsku. Smaczne śniadania, swojskie mleko prosto od krówek właścicieli. Po horyzont zielone łąki i pola z trawką równiuteńko przystrzyżoną :)
Czasami wieczorami odwiedzały nas sarenki, i ja się ich nie bałem!
Jak po całodniowych spacerach miałem jeszcze siłę na galopy, to bawiłem się z panią piłką, która chyba dostanie miano niezniszczalnej :)
No dobra, czas pokazać Wam jak piękne jest miasteczko Hallstatt
Powietrze pachnie jodem, a jezioro ma słoną wodę, a to przez to, że niedaleko znajduje się kopalnia soli, która obecnie jest atrakcją turystyczną.
Miasteczko to jest prawdziwą perełką w tamtym regionie, nie dziwi nas, że zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Miasteczko Hallstatt usytuowane jest na brzegu Jeziora Halsztackiego, u podnóża Alp Salzburskich.
Ciekawostka
Miastu i jego zabytkom dedykowany jest album „Hallstatt” austriackiej grupy Allerseelen, wykonującej muzykę z pogranicza folku i industrialu.
Chińczykom tak bardzo spodobało się Hallstatt, że 2 czerwca 2012 r. w miejscowości Huizhou w prowincji Guangdong miała miejsce inauguracja kopii tego austriackiego miasta. Budowa, trwała rok i kosztowała 940 mln. dolarów. Wywołała skandal wśród Austriaków, których nikt nie pytał o zdanie w kwestii skopiowania ich miasta.
Jest to zdecydowanie jedno z piękniejszych miejsc jakie dane było nam odwiedzić. Mimo iż byliśmy tutaj jeszcze przed szczytem sezonu turystycznego, to odwiedzających było całkiem sporo (zwłaszcza w porównaniu do innych lokalizacji).
Naprawdę zakochaliśmy się w tamtych rejonach :) No bo jakżeby inaczej?
Wyobrażacie sobie mieszkać z takim widokiem?
Niby chodziliśmy tylko po płaskim, bo pan sobie kostkę uszkodził, ale całkiem się zmęczyłem – do tego pogoda nam dopisała bardzo :)
Organizacja logistyczna w miasteczku jest rewelacyjna, wjeżdża się do niego tunelem wydrążonym w górze i na samym końcu jest tablica z informacją gdzie są parkingi i ile jest wolnych miejsc. Same parkingi są samoobsługowe. Wszędzie jest mega czysto i uroczo, dodatkowo przy każdym skwerku stoją pojemniki z torebkami na psie kupy i kosze.
Gosausee
Kolejny punkt naszej wycieczki. To trochę takie górskie jezioro, jak nasze morskie oko. Przynajmniej człowieki tak to porównały, z ta różnicą, że w Polskie Tatry praktycznie z psem nie można wejść.
Coś na co chciałem zwrócić Waszą uwagę to zagospodarowanie szlaków w Alpach. Naprawdę powinniśmy się tego nauczyć, nie tylko zachowania czystości jako turyści, ale także tego jak wykorzystać to co daje nam natura.
Widoki są niesamowite! Czuliśmy się jak w bajce.
Jezioro Gosausee znajduje się na wysokości 933 m npm. Długość jeziora w linii prostej to 1,8 km, a maksymalna głębokość wynosi 69 m.
Przed wejściem na szlak (z każdej strony) znajdują się takie pojemniki:
Super było to, że mogłem się wykąpać w jeziorze i nikomu to nie przeszkadzało :) Mało tego, kilkanaście metrów dalej kąpali się też ludzie – wyobrażacie sobie to w naszych górach? wszystko na legalu :)
Kolor wody był niesamowity, do tego była ona krystalicznie czysta przez co wszedłem za głęboko i wpadłem pod wodę ;)
Torebki się przydały …
Nie chciało nam się wracać do domu – magiczne miejsca udało nam się odwiedzić tego dnia.
Jako bonus, w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy strumyku – co kilkaset metrów przy drodze są zatoczki w których można zaparkować, a za linią drzew zaczynają się szlaki, niektóre mają takie urocze mostki:
Nieziemsko tamte okolice muszą wyglądać zimową porą… coś czuję, że jeszcze tam wrócimy :)