Weekend człowieki zapewniły mi z ogromną ilością atrakcji. W sobotę wstaliśmy przed słonkiem i zapakowaliśmy się skoro świt do samochodu.
Nie miałem pojęcia gdzie jedziemy, ale jak została spakowana moja torba z miskami i jedzeniem to wiedziałem, że na noc do domu nie wracamy. Nie myliłem się :) Pojechaliśmy na weekend za Wrocław, do miejscowości Stary Zamek. Ugościli nas fajni i porządnie zakręceni na punkcie zwierząt ludzie: Ola i Tomek oraz ich sunia Striełka.
Mało, że mają stado kotów (DT u 7 kotów z Zabrza przeniósł się pod Wrocław :)) i ogromny teren do galopowania (i ganiania za kotami), to zapewnili nam bardzo aktywny weekend, także dziś mam dla Was ogrom zdjęć.
W Starym Zamku byliśmy przed południem, więc jedyne co, to zdążyłem zakumplować się z blond rezydentką i znowu byliśmy w samochodzie. Tym razem w składzie powiększonym o naszych gospodarzy.
Zabrali nas na obiadowe wydarzenie organizowane we Wrocławiu przez stowarzyszenie Otwarte Klatki.
Wiecie, że są człowieki nie jedzące mięsa? Tam było ich całe ogromne stado! Mało tego, moim człowiekom bardzo posmakowały dania przyrządzane przez bezmięsnych towarzyszy (Ola i Tomek także są bezmięśni a nawet bardziej, bo nie jedzą też produktów odzwierzęcych).
Poza człowiekami na obiadku było bardzo dużo psiaków :)
A te dwa cuda szukają swoich domków!
Sabinka i Klusek, to młode psiaki bardzo przyjazne i tolerujące zaczepki innych psów (nawet moje). Pełny opis i kontakt w sprawie adopcji znajdziecie TUTAJ.
ps. dostaliśmy informację, że w najbliższy piątek psiaki trafią do nowego domku :)
Zdjęcia tych psiaków wrzucam, bo ciekawostką jest, że są to psy rasy podengo, a dokładniej podengo portugalski – znaliście? Bo my się pierwszy raz z takimi pieskami spotkaliśmy.
Po zakończeniu targu kultury na nieczynnym dworcu PKP poszliśmy na spacer po Wrocławiu.
Te małe chłopki strasznie mnie stresowały… chciałem podsikać jednego z drugim ale pani mi nie pozwoliła. Powiedziała, że to ozdoba Wrocławia i nie wolno na nie sikać.
Spacerując zgłodnieliśmy, więc nasi przewodnicy zabrali nas do wege baru o wdzięcznej nazwie „Złe mięso” :) Jedzenie smaczne i w przystępnej cenie, zwłaszcza jak na tak bliską lokalizację rynku. Oczywiście miejsce jest w pełni psolubne, a na każdego psiaka czeka miska z wodą. Ich fejsbuk KLIK.
Ruszyliśmy na Ostrów Tumski. Jest to najstarsza część tego miasta zbudowana na wyspie na Odrze.
Niesamowicie wygląda most z ogromną ilością zawieszonych na nim kłódek. Podobno waga zostawianych na pamiątkę kłódek była tak duża, że zagrażała stabilności mostu i część z nich musiała zostać zdemontowana.
Kłódki z inicjałami/imionami wieszają na mostach całego świata zakochani na znak swojego uczucia.
Siedzieliśmy do późnej nocy, więc rano plan wczesnego wyruszenia na zdobywanie szczytów musiał zostać „delikatnie” zmodyfikowany :)
Do południa pani robiła zdjęcia kociakom do adopcji (fanpage DT u 7 kotów). Wszystkie mruczydła szukają swoich człowieków!
Emocjonalnie patrzenie jak pani bawi się ze stadkiem obcych sierściuchów mnie wykończyło, więc musiałem uciąć sobie okołopołudniową drzemkę ;)
Wczesnym popołudniem ruszyliśmy na szlak w doborowym towarzystwie: trzy pary człowieków, ja, Striełka i Szczeniak (którego imienia nijak nie umiem zapamiętać)
Uskuteczniliśmy całkiem zacny spacer na górkę i zdobyłem swój drugi w życiu szczyt! Radunia, bo tak nazywa się ta górka, niby ma tylko 573 metry wysokości, ale zejście, które uskuteczniliśmy spokojnie aspirowało na kilka razy wyższą górę. Na wierzchołku znajduje się Rezerwat przyrody Góra Radunia, który ma za zadanie chronić zagrożone gatunki roślin.
Ciekawostką jest struktura tej góry. Mianowicie skała, z której składa się Radunia zawiera magnetyt, który powoduje wysoką anomalię magnetyczną – innymi słowy, kompasy świrują, bo zaburzone jest tutaj naturalne pole magnetyczne Ziemi.
Rezerwat przyrody Łąka Sulistrowicka to rezerwat florystyczny, doliczono się tutaj 237 gatunków roślin, z czego 20 jest prawnie chroniona.
Cały teren po którym spacerowaliśmy to Ślężański Park Krajobrazowy.
Wracając do samochodu spotkaliśmy pięknego koleżkę.
Pani patykiem przesunęła padalca z asfaltu i pomaszerowaliśmy dalej.
Miłą nagrodą niespodzianką była możliwość kąpieli w strumyczku :)
Nie ukrywam, że pomogła odrobinę zregenerować nadwątlone siły.
Na koniec intensywnego dnia człoweki Szczeniora (Tysiek! właśnie sobie przypomniałem :)) zaprosiły nas do siebie cobyśmy wszyscy chwilę odpoczęli. I po weekendzie… zabrakło jednego dnia na lenistwo ;)