Bardzo lubię jak człowieki mają dużo wolnego, bo to zawsze wiąże się z większą ilością czasu, który mi poświęcają. Majówkowy długi weekend to ogrom szczęścia dla nas wszystkich. Cztery dni z moimi człowiekami! Jednak tym razem byłem niesamowicie zaskoczony nowymi miejscami, w które zostałem zabrany.
*Uwaga! Będzie bardzo dużo zdjęć.
W środę zapakowaliśmy się do samochodu. Ku mojej uciesze jechały z nami jeszcze fajne człowieki: Piotrek i Marta. Po ok 3 godz. dotarliśmy na miejsce. Byliśmy na Mazurach, a dokładniej w Mierkach (okol. Olsztynka). Zakwaterowanie mieliśmy w drewnianym domku. Bardzo przyjemne miejsce, między dwoma jeziorami praktycznie w samym lesie. Super trasy spacerowe, człowieki nawet na rowerkach wodnych pływały.
Niby zimny był ten weekend majowy, ale jednak udało nam się złapać trochę słonka. Ja to nawet się kąpałem, i to kilka razy! Mało tego, zobaczcie jak nurkuję: KLIK
*zdjęcie z serii „follow me” – więcej o tym już wkrótce.
Patrzajcie jakie wilczysko ze mnie :)
Sposób na przetrwanie
Po kąpieli należało się ogrzać. Zanim doszło do rozpalenia grilla człowieki rozpaliły ognisko i smażyły kiełbachy na kijkach.
Ja oczywiście pomagałem zbierać chrust i patyki, a także dzielnie je „siekałem” na mniejsze kawałki, żeby wygodniej było dokładać do ognia.
Niestety, drewniane domki nie należały do najcieplejszych, więc, cobym nie marzł, spałem z człowiekami pod kołdrą (a racze dwoma kołdrami i kocykiem).
Piękne tereny, możliwość obcowania z naturą, w dzień takie widoki:
Nocą gwieździste niebo i nawoływania nocnych łowców. Pani została mianowana „naczelnym ornitologiem wyjazdu”.
Fakt, że nasz domek był praktycznie ostatnim to zdecydowany plus dla mnie. Mogłem sobie swobodnie galopować dookoła „naszej posesji”. Jeśli akurat nie galopowałem, to oglądałem świat z okna KLIK.
Coś na rozgrzanie
W takich okolicznościach przyrody nie mogło oczywiście zabraknąć treningów, wyjątkowo udało nam się ruszyć tyłki z rana.
Bardzo dobry sposób na rozgrzanie się jak aura nie dopieszcza nas ciepłem. Najgorzej pani było zmotywować się do wygrzebania się spod ciepłej kołdry, ale nie miała wyjścia bo i tak musiała wyprowadzić mnie na spacer.
Psolubny nocleg
Ośrodek Kołatek, w którym byliśmy to zdecydowanie psolubne miejsce. Poza mną było jeszcze kilka innych psiaków, z którymi miałem szansę się zakumplować. Człowieki żartowały, że klimat jest mocno kolonijny, a od pierwszego posiłku jeszcze bardziej utwierdzali się w tym przekonaniu.
Polecam jechać w cieplejszych miesiącach niekoniecznie z wyżywieniem. Zwłaszcza, że grilla można postawić sobie pod domkiem, a i w centralnym punkcie jest miejsce na ognisko i palenisko/kominek. Za dodatkową opłatą (20 zł) można kupić taczkę z drewnem na opał i nagrzać kości, i przy okazji upiec kiełbaskę.